*10 lat później, oczami Mary*
Nie wiem dlaczego w życiu nie mamy prawa wyboru. Oczywiście teoretycznie wszyscy mówią co innego "Żyjemy w wolnym kraju"! Jak wspomniałam to tylko teoria. Nie mamy wpływu na to jakim się rodzimy. Niektóre decyzje już dawno ktoś za nas podjął. Ja nie mogę decydować o sobie. Nie mogę wybrać w co się ubiorę, co zjem na śniadanie, gdzie i z kim będę spędzać wolną chwilę...To jest cholernie niesprawiedliwe! Co ja takiego zrobiłam?! Dlaczego nie mogę normalnie funkcjonować? Bez ochrony i wszystkich opiekunek. Codziennie w nocy wymykam się z pokoju, wchodzę na dach pałacu, w którym mieszkam i siadam na wilgotnych płytkach. Podziwiam gwiazdy i wyobrażam sobie moją przyszłość gdybym się tu nie urodziła.
~
Śmiejąca się dziewczynka i uroczy chłopiec biegają po zielonej trawie. Na tarasie siedzę ja z moim cudownym i kochającym mężem. Nic tu nie jest ustawione, sztuczne. Naszym zachowaniem kieruje miłość, najprawdziwsze uczucie.Moje życie byłoby takie piękne i kolorowe...
~
A teraz kim jestem? Córką króla Anglii postrzeganą jako nienaganną uczennicę i wyrafinowaną damę, ale jestem też siedemnastoletnią dziewczyną, która chce spełnić swoje marzenia, przeżyć coś ciekawego w życiu, kochać i być kochaną, szukać szczęścia i miłości. znaleźć oddanych przyjaciół i zrobić coś szalonego. Dla większości nastolatek jest to coś normalnego i oczywistego. Niestety nie dla mnie. Ja jestem częścią zupełnie innego świata. Niedostępnego i niewidocznego. Świata, który obejmuje tylko mury pałacu i nie wydobywa się na światło dzienne. Nie, nie to nie dla mnie. Często próbuję wmawiać sobie, że tak właśnie ma być, że jest dobrze. Nie wiem dlaczego tak robię. Moje myśli coraz częściej stają się jakieś paradoksalne.
-Kochane, Ty znowu tutaj?-spytała delikatnym głosem jak to miała w zwyczaju Hope. Odwróciłam się i popatrzyłam ja jej sylwetkę.
-Ja zawsze.-odparłam niewzruszona.-moja opiekunka podeszła, okryła mnie grubym kocem, podała kubek z gorącą herbatą i usiadła obok.
-Tak mi Ciebie szkoda.- jak na zawołanie moje oczy zaczęły się szklić.
-Wszystko jest w porządku.- skłamałam i wymusiłam lekki uśmiech. Hope tylko przysunęła się bliżej i czule objęła nie ręką.
-Już dobrze, przy mnie nie musisz udawać.- wyszeptała. Już czasem o tym zapominałam. Hope zaczęła pracować u nas zaraz po moich narodzinach. Miała wtedy siedemnaście lat. Teraz to już dorosła kobieta. Jako jedyna z całej służby była moją przyjaciółką. Zaraz na początku zdobyła moją sympatię. Zastępowała moją mamę, koleżankę. Pełniła bardzo ważną rolę w moim życiu. Tyle lat byłyśmy już razem. Tyle przeżyłyśmy. Naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez niej. Hope była moją nadzieją. Tylko dzięki niej potrafiłam się szczerze uśmiechnąć. Podtrzymywała mnie na duchu w trudnych chwilach. Do końca moich dni nie będę w stanie odwdzięczyć się jej za to dobro wobec mnie. Nie wiem skąd ona brała to pozytywne nastawianie, ten optymizm.
-Przepraszam, że codziennie musisz tu siedzieć i wysłuchiwać moich tragicznych wyznań-zakpiłam.
-Pamiętaj słonko, że zawsze będę tu z Tobą. Możesz na mnie liczyć w każdej chwili dnia i nocy.- co do tego to nie miałam akurat żadnych wątpliwości.
-Posiedzisz tu ze mną jeszcze chwilkę?- spytałam z nadzieją w głosie.
-Oczywiście.-odpowiedziała stanowczo.
Powoli otwarłam oczy i zwlekłam się z łóżka. Dziś wszyscy pomagają w przygotowaniach do moich osiemnastych urodzin, które odbędą się za miesiąc. Do mojego pokoju weszła Hope i ubrała mnie na śniadanie. Kolejna rzecz, której żałuję to to, że nie mogę zaspana w kapciach pomaszerować do jadalni i zjeść śniadanie w piżamie. Zawsze muszę wyglądać nienagannie. Po parunastu minutach siedziałam już na swoim ulubionym miejscu przy stole. Jak zwykle w tle słychać było poranne wiadomości. "Córka króla Franka Spencer księżniczka Mary za miesiąc obchodzi swoje osiemnaste urodziny!" Momentalnie po moim cele przeszły ciarki. Nienawidziłam gdy ktoś mówił na mnie "księżniczka" to takie...średniowieczne. Było mi przykro gdy ktoś patrzył na mnie oczami mediów. To w rzeczywistości dwie zupełnie inne dziewczyny. Na szczęście takich osób nie było dużo. Z zamyślenie wyrwał mnie głos matki.
-Skarbie! Pośpiesz się! Opiekunki czekają.- ponagliła mnie.
-Idę tylko z Hope.- matka słysząc ton mojego głosu nie sprzeciwiła się.
-Ah...no dobrze.- zrezygnowana opuściła ręce, które odbiły się od jej bioder.
Sklep za sklepem, sklep za sklepem...i tak w kółko. Miałyśmy wielkie utrudnienie bo na każdym kroku paparazzi robili nam zdjęcia. Najchętniej to weszli by ze mną do przymierzalni. Ale spokojnie byłam do tego przyzwyczajona.
-I jak wyglądam?- zmierzyłam się w lustrze. Wyszłam z przymierzalni, a Hope zakryła rękami usta.
-O mój Boże!-krzyknęła.-Wyglądasz cudownie.- ściszyła głos. A więc wybór padł na kremową sukienkę przed kolano, bez ramiączek z delikatną koronką na dole. Bez namysłu podeszłyśmy do kasy i szybko za nią zapłaciłyśmy. Oczywiście mogłabym zamówić sukienkę od najlepszego projektanta i nie musieć wychodzić z domu ale ja chciałam być chociaż w najmniejszym stopniu normalna.
*Dzień urodzin*
Wszystkie poprzednie dni wyglądały podobnie więc po co miałam je opisywać? To zwykła rutyna. Od samego rana przy mnie kręciło się wiele osób. Makijażystki, styliści...
Wszytko było dopięte na ostatni guzik. O osiemnastej szłam na sztywne przemówienie i składnie życzeń, a potem miała odbyć się moja "impreza".
Wszyscy się dobrze bawią. Przynajmniej tak mi się wydaje. Może też grają dobrą minę do złej gry? Kto wie? Ja z pewnością czułam się tu niepotrzebna. Balowa muzyka to nie to co chciałam słyszeć. Jak zwykle tylko Hope wiedziała co mi jest. W pewnym momencie poprosiłam ja aby mnie kryła bo idę na zwykły spacer. Zgodziła się o miała do mnie zaufanie. W razie potrzeby powie gościom, że źle się czułam i poszłam do siebie. Nic wielkiego. Nałożyłam na siebie tylko bluzę z kapturem żeby nikt mnie nie rozpoznał.
Szłam ciemnymi ulicami Londynu. Już dawno nie spacerowałam po tym mieście sama. Tak przyjemnie było wdychać wilgotne powietrze. Przechodziłam właśnie przez most nad Tamizą. Czasem zastanawiałam się jaka jest śmierć. Czy boli? Co się potem z nami dzieje? W totalnej rozsypce myślałam nad popełnieniem samobójstwa ale potem uświadamiałam sobie, że mam Hope. I wszystko było jasne. Zatrzymałam się na chwilę. Oparłam się o barierkę i patrzyłam w dół. Dziwne, że ulice były bardzo puste. Wdech i wydech...
-Można?-usłyszałam obok siebie głos. Momentalnie wsunęłam głowę w kaptur.
- Jasne.- odpowiedziałam najciszej jak tylko się dało.
-Co robisz tu sama?- Miał taki przyjemny i ciepły głos. Minimalnie odchyliłam głowę aby zobaczyć jego twarz. Niestety byłam za mało ostrożna i kaptur szybko zsunął mi się z głowy...
***
1 Rozdział! Mam nadzieję, że Was nie zamęczyłam. Jak myślicie kogo ujrzy Mary? Czekam na komentarze ;)/Lilly
Super opowiadanie,na pewno będę czytać ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem kogo ujrzy Mary,na pewno któregoś z 1D ;p
Świetne opowiadanie.Ciekawe i wciągające. Nie wiem kogo spotkała. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Wenki życzę.Pozdro
OdpowiedzUsuńP.S. Proponuję dodać obserwatorów, ale to jak chcesz ;)
Bardzo miło to słyszeć. Już dodałam, a nowy rozdział też już się pojawił.
UsuńZarąbiste....... ;*
OdpowiedzUsuńI Loooove Yoooou :)
Jejku, strasznie mnie to wciągnęło. Bardzo fajnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://1dopowiadanko.blogspot.com/
Hmmmm...
OdpowiedzUsuńCudny, cudny!!!!
Lubie takie wyzwania dotyczące przepowiadania przyszłości hehe także.. hmmmm.... tak spoglądnęłam na bloga (bardzo ładnego bloga) i zauważyłam, ze masz zdjecia Hazzy. To strzelam (obiecuję, że nie kukałam na następny rozdział, zaraz tam dopiero będę) że to będzie Harry może się mylę, no ale raz kozie śmierć hehe ;)
Dobra bo nie wytrzymam idę dalej...
Wciągające:)
OdpowiedzUsuń